"- Boisz się magii, Richardzie?
- Zawsze mnie fascynowała - odparł po namyśle. - Ciekawiła
i pociągała. Teraz wiem, że jest magia, której należy się obawiać.
Ale myślę, że z nią jest tak jak z ludźmi: jednych lepiej omijać
z daleka, innych dobrze jest poznać." - Terry Goodkind
Święto Duchów jak zawsze obchodzono z należytym szacunkiem, wszakże szkołę zamieszkiwało wiele zawieszonych pomiędzy światami. Wieczorem Wielka Sala zalśniła tysiącem świeć a Prawie Bezgłowy Nick opowiadał Gryfonom o swojej śmierci, uwielbiał to robić a tak się składało, że owe święto idealnie się do tego nadawało. Wśród uczniów lwa siedziała niejaka Hermiona Granger, bezkreśnie zakochana w chłopaku, który jak zawsze palił ją swoim spojrzeniem. Tym razem jednak nie było w nim szyderstwa czy nienawiści a coś zupełnie odwrotnego.
- Rozmawialiśmy z Hagridem. – odezwał się Harry ściągając dziewczynę z powrotem na ziemię.
- I jak? – spytała Ginny skubiąc marchewkowe ciasto.
- Nijak, podobno to Petrova rozszczepiła kryształ. – burknął Ron.
- Co takiego? – szatynka spojrzała na nich, jak na olśnienie. – Wiecie, w jaki sposób to zrobiła?
- Nie, Hagrid nie chciał powiedzieć. Chyba sam do końca tego nie wie. – odparł Harry przyglądając się przyjaciółce. Znał ten błysk w jej oczach.
- Słuchajcie, żeby rozszczepić kryształ Khaali potrzeba naprawdę silnej magii. Jeżeli Petrovej udało się to zrobić, to zdecydowanie musiała korzystać z czyjejś pomocy, bo do rozłożenia pradawnych artefaktów na części należy połączyć równie stare siły.
- Nie kumam. – przyznał rudzielec.
- Och, Ron. To proste. – jęknęła Gryfonka. – Istnieją trzy pradawne siły. Nasza, magia czarodziei zapoczątkowana przez Etnę i Mefiusa. Magia elfów, od których wywodzą się wszystkie skrzaty, gobliny i syreny zapoczątkowana przez naturę oraz olbrzymy, od których pochodzą ludzie, olbrzymy pojawiły się jako pierwsze i wywodzą się ze skał nabrzeżnych. Jeżeli chcesz rozbić na części coś tak silnego i starego, to potrzebujesz wszystkich trzech sił. – wytłumaczyła.
- Przeraża mnie, że aż tyle mieści się w twojej głowie. – mruknął Weasley.
- Czyli zakładając, że Petrova była tą częścią czarodziei, to musimy jeszcze znaleźć elfa i olbrzyma?
- Nie do końca, Harry. Możliwe, że przy rozbiciu kryształu Petrova musiała podzielić się nim z resztą, ale nikt nie słyszał o pozostałych częściach. Fakt, elfy pewnie zachowałyby to dla siebie, jednak olbrzymy zawsze chciały mieć większą władzę, chętnie użyłyby mocy kryształu Khaali dla swoich celów.
- Nadal niewiele nam to daje. – wtrąciła Ginny. – To tak w sumie... – nagle drzwi do Wielkiej Sali otwarły się z hukiem a do środka wbiegł pierwszoroczniak z Hufflepuffu.
- Elza! Elza! – krzyknął. – Ona nie żyje! – pisnął, po czym runął na ziemię tracąc przytomność.
Wszyscy zerwali się z miejsc wybiegając na korytarz. Nikt nie zważał na nawoływania nauczycieli. To, co powiedział chłopiec nie do końca było prawdą, przy wyjściu na błonia lewitowała mała dziewczynka, ale nadal żyła. Jej widok był przerażający, twarz przypominała swoim wyrazem panią Pomrey, kiedy odnaleziono ją wpół żywą z pokrwawionym ubraniem. Tyle, że Elza była o wiele bledsza a przy swojej drobnej posturze niczym nie różniła się od ducha. Wokół rozniosły się piski i krzyki. Przerażenie ogarnęło wszystkich, profesor Dumbledore wraz z pozostałymi nauczycielami stanął pod uczennicą i po dłuższej chwili udało mu się ściągnąć ciało dziewczynki na ramiona Hagrida, który sam wyglądał jakby miał zemdleć. Hermiona natychmiast zaczęła szukać wzrokiem Dracona, jak się okazało stał kilka kroków dalej przyglądając jej się uważnie. On również wyglądał na zaszokowanego i zdezorientowanego. W szkole działo się coś złego, musieli zacząć działać szybciej, inaczej ktoś w końcu zginie.
- Przeszukałam wszystko, ale nigdzie nie ma informacji o takich napaściach. – warknęła szatynka odrzucając kolejną księgę na stos. Wraz ze Ślizgonem zamknęła się w Pokoju Życzeń, kiedy wszyscy już zasnęli i od dłuższego czasu próbowali znaleźć rozwiązanie całej sytuacji.
- Coś musi łączyć pielęgniarkę i tego dzieciaka. – mruknął Draco pocierając zmęczone oczy.
- Pewnie tak. Elza, tak się nazywała Puchonka. O niej coś się znajdzie, ale pani Pomfrey? Tylko nauczyciele ją znają, nic nam nie powiedzą. – chłopak wbił wzrok w drewniany sufit. Jak zawsze przesiadywali w chatce z jego wyobraźni. Oboje czuli się w niej bezpiecznie i swobodnie.
- Może pogadam ze Snapem? – rzucił.
- Myślisz, że pani Pomfrey opowiadała mu historie swojego życia? – odparła z powątpiewaniem.
- Nie, ale i tak może wiedzieć więcej. Ty pogadaj z gajowym. Siedzi tu tak długo, pewnie usłyszał co nieco. – westchnął blondyn pragnąc jedynie położyć się do ciepłego łóżka.
- Dobra, zrobię to po zielarstwie. – szatynka spojrzała na wiszący nad kominkiem zegar i wstała jak porażona. – Już trzecia w nocy! – chłopak uniósł jedną brew mierząc ją wzrokiem.
- Wprowadziłem kilka zmian w tym pokoju. – mruknął. – Widzisz tę szafę? Przeniesie nas do łazienek w naszych dormitoriach. Jedno puknięcie wieża, dwa puknięcia lochy. Jeżeli łazienki będą akurat zajęte, to klamka zalśni czerwienią. – wytłumaczył beznamiętnie. Gryfonka podeszła do drewnianego mebla.
- Wspaniały pomysł. – przyznała ziewając przy tym przeciągle. – Zaskakuje mnie, co mieszka w twojej głowie, wiesz?
- Nie chcesz wiedzieć, co teraz w niej siedzi. – uśmiechnął się lubieżnie. Dziewczyna pokręciła głową również posyłając mu uśmiech.
- Musimy pójść spać. Mamy pierwsze Eliksiry.
- Przygotowałem się na to. – mówiąc to pokręcił różdżką w stronę kanapy przemieniając ją w wielkie łoże z baldachimem.
- I że niby ty masz problemy z transmutacją? – zaśmiała się dziewczyna ponownie kręcąc głową. Ron powiedział jej kiedyś, że przypomina sowę, kiedy to robi. Nie odzywała się do niego przez miesiąc, aż pokazał jej uroczą płomykówkę kręcącą głową w ten sam sposób, co oczywiście rozczulało każdego. Zmiękła, aczkolwiek więcej już o tym nie rozmawiali.
- Nie lubię odkrywać wszystkich kart. – wzruszył ramionami zdejmując spodnie i koszulę. Szatynka w ślad za nim pozostała w samej bieliźnie i szarej bluzie bez zamka. Kiedy oboje ułożyli się obok siebie oświetlani jedynie nostalgicznym światłem płomyków w kominku. Granger zaczarowała zegar, aby obudził ich za trzy godziny.
- Dobranoc, Draco. – szepnęła mocniej wtulając się w umięśnione ciało blondyna.
- Śpij...Hermiono. – uśmiechnęła się szerzej, słysząc swoje imię. W jego ustach brzmiało dziwnie pięknie, chociaż częściej mówił do niej po nazwisku. Zmęczeni zasnęli natychmiast.
Wiem, że krótko, ale mam nadzieję, że dobrze;)
Oczywiście że dobrze!! Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńach, tak bardzo ślicznie....tyle wygrać- nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńszczerze genialnie....! "Dobranoc, Hermiono" agrh!
Dziękuję;))
Usuń