Rozpoczęcie nowego roku od Eliksirów z profesorem Snapem przez większość uważane było za zły omen. Wszak nikt oprócz Ślizgonów nie przepadał za owym nauczycielem. Już na wstępie doświadczyli oni wspaniałomyślności ze strony Severusa.
- Potter, może zamiast podpisywać autografy sięgnąłbyś w wakacje do książek. Minus pięć punktów dla Gryffindoru. – odparł jadowicie nauczyciel znów zwracając się do klasy. – W tym roku z niewiadomego mi powodu macie możliwość wziąć udział w wymianie uczniowskiej z innym magicznymi szkołami. Pod koniec semestru ja i pozostali nauczyciele wybierzemy po pięć osób z każdego domu...aczkolwiek ja widzę odpowiednich uczniów tylko w jednym. – mówiąc to popatrzył na Ślizgonów uśmiechając się obrzydliwie. – I wyślemy was do jednej z czterech szkół.
- Ej, super sprawa. – szepnął Ron do Harrego.
- Nie gorączkuj się, Weasley. Z twoimi ocenami nie jestem pewien, czy dla ciebie będzie jakiś kolejny semestr. – mruknął profesor wywołując śmiech wśród swoich podopiecznych. Ron miał ogromną ochotę odpyskować, ale strata kolejnych punktów i szlaban nie były tego warte.
- Czy jest jakaś szansa, że na wymianie nie będzie...mniej magicznych uczniów? – rzucił jeden ze Ślizgonów. Hermiona od razu spojrzała w tamtą stronę zaskoczona głosem blondyna.
- Panie Malfoy, nie ja ustalam zasady. – odparł Snape uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Idiota. – warknął Ron czerwieniejąc na twarzy.
- Weasley, minus pięć punktów za naganne zachowanie na lekcji.
- Ale to on zaczął. – jęknął Ron.
- Minus kolejne pięć za pyskowanie do nauczyciela. – rudowłosy już miał się odezwać, kiedy poczuł ciepłą dłoń na swoich ustach. Spojrzał zaskoczony na Hermionę. Pokręciła tylko przecząco głową. Chłopak wypuścił powietrze z płuc a ona zabrała dłoń.
- Oj, Ronuś i szlamcia. – szepnął inny Ślizgon.
Tego było za wiele, Gryfoni głośno oznajmili swoje oburzenie, Ślizgoni od razu zaczęli obrzucać ich obelgami a wśród tego wszystkiego Hermiona uchwyciła przepraszające spojrzenie blondyna. Musieli grać, wiedziała o tym, ale pomimo tego poczuła ukłucie w sercu. Snape machnął różdżką w sufit obsypując wszystkich magicznym pyłem. Nagle cała sala ucichła, gdyż zaklęcie odebrało uczniom głos.
- Dosyć! Nie będzie takiego zachowania na moich zajęciach. Minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru, po zajęciach zdejmę z was zaklęcie. – warknął oburzony profesor piorunując wszystkich wzorkiem.
Od początku przerwy Ron głośno komentował całą sytuację. Czerwony jak dojrzały pomidor rzucał gniewne spojrzenia na wszystkich Ślizgonów klnąc co jakiś czas. Ginny, która dołączyła do nich chwilę później z niedowierzaniem wysłuchała całej historii również dorzucając swoje trzy grosze do komentarzy starszego brata. Dopiero, kiedy znaleźli się pod salą do Obrony wszyscy ucichli. Drzwi były otwarte na oścież a w środku krzątała się profesor Petrova ustawiając ławki za pomocą różdżki. W efekcie otaczały salę tworząc puste pole z szerokim stopniem.
- Szykuje się coś ciekawego. – odparł Harry poprawiając okulary.
- Podobno będziemy toczyć prawdziwe pojedynki! – obok nich pojawił się Neville z zieloną ropuchą w dłoniach. – Hermiono, nie martw się tym co powiedział Malfoy. Jesteś najmądrzejszą młodą czarownicą a on jest po prostu zazdrosny, bo nie dorasta ci do pięt i wkurza się, że mniej umie od ciebie. – dodał spoglądając na dziewczynę. Zaskoczona przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Dziękuję, to...nawet nie wiesz, jak podniosłeś mnie na duchu. – szepnęła czując jeszcze silniejsze kłucie w sercu.
- Będziesz musiała wysłać nam pocztówki z wyjazdu. – dodał Harry uśmiechając się do niej ciepło.
- No i zabrać swetry od mamy, już męczyła mnie, żebym wziął twoje wymiary. – mruknął Ron. Szatynka popatrzyła na nich jeszcze bardziej oszołomiona. Wszyscy trzej zaśmiali się najwyraźniej rozbawieni jej miną, po czym wraz z tłumem Puchonów weszli do sali.
Tym razem profesor Petrova miała na sobie skórzane, obcisłe spodnie, wysokie kozaki za kolana i szarą koszulę ciasno opinającą ciało. Włosy splotła w długi warkocz a w dłoni dzierżyła różdżkę. Uczniowie zajęli swoje miejsca zastanawiając się, co ich czeka.
- Ja wiecie, nie da się obronić przed czarną magią, jeżeli nigdy w życiu nie miało się z nią styczności. Oczywiście, nie będziemy rzucać na siebie zakazanych zaklęć, ale w ramach wstępnej oceny chcę, abyście stoczyli pojedynki między sobą. Uczeń który przegra schodzi z podestu, zastępuje go kolejny. Komu uda się pokonać najwięcej przeciwników, ten uzyska dla swojego domu dwadzieścia pięć punktów i moje uznanie. – mówiąc to uniosła dumnie głowę. Oczywiście, chłopcy już gotowali się do walki, byle zabłysnąć przed piękną nauczycielką. – Dobrze więc, może na początek...Ron Weasley i Amanda Lingood.
Na całe szczęście Ron posiadał już w pełni sprawną różdżkę, ku zaskoczeniu wielu uczniów pokonał trzech Puchonów, zanim na podest wskoczył Luck Hedway, który bardzo sprawnie rzucał zaklęcia i wyczarował wielkiego, włochatego pająka. Ron od razu uciekł za ławkę nie próbując nawet się bronić. Po kilkudziesięciu minutach część uczniów zmuszona była udać się do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pani Pomfrey głośno przeklinała na nową nauczycielkę. Neville zaczął udawać, że mdleje, jednak nie oszukał profesor Petrovy i po krótkiej rundzie z malutką Puchonką skończył ze słonimi uszami i trąbą. Hermiona wygrała pięć pojedynków pod rząd i utrzymywała się na pierwszym miejscu, dopóki nie musiała walczyć z Lyonelem Blee, który z grobową miną i czarnymi jak noc włosami bardziej przypominał wampira, niż człowieka.
- Harry Potter.
Harry wstał z ławki wspierany duchowo przez innych Gryfonów. Tak się składało, iż Lyonel właśnie wygrał po raz czwarty. Granger była bardzo zmęczona i lepiej było pokonać Puchona niż znów wystawiać ją na pojedynek, w którym rozstrzygnięto by remisowy wynik. Harry ścisnął mocniej różdżkę w dłoni zbierając w głowie najlepsze zaklęcia. Nie chciał nikogo skrzywdzić, ale też pragnął zdobyć wygraną dla swojego domu. Szczególnie, że stracili czterdzieści punktów na Eliksirach. Lyonel zaatakował od razu strzelając w stronę Harrego złotymi iskrami. W ostatniej chwili Gryfon obronił się przed atakiem, inaczej iskry poparzyłyby mu ciało. Wykonał skomplikowany znak w powietrzu i w stronę Puchona pomknęły salwy ognia, ten jednak zgasił je wodnym zaklęciem wytwarzając w całej sali parę. Harry obronił się przed bombardo, sam próbował splątać przeciwnikowi kończyny po czym obronił się przed zmienieniem w żółwia. Lyonel odskoczył od zapadającego się podestu, jednak nie przewidział, iż właśnie na to liczył Harry. Prostym zaklęciem wytrącił mu z dłoni różdżkę i przez chwilę w zdemolowanej od nawału zaklęć sali zapadła cisza. Następnie Gryfoni wznieśli ku niebu okrzyki radości i porwali Hermionę i Harrego w gorące objęcia. Nikt nie zwrócił uwagi na rozgniewanego Puchona, który opuścił salę klnąc pod nosem.
- Jak obiecałam, dwadzieścia pięć punktów dla Gryffindoru! – rzekła profesor Petrova przywracając pomieszczeniu ład i porządek. – Panie Potter, świetna walka. Panno Granger, gratuluje. – dodała spoglądając na nich beznamiętnie. Nie przejmowali się tym jednak, znów mieli równe szanse z Ślizgonami.
W porze obiadu wielu uczniów spędzało czas na hogwardzkich błoniach, gdzie słońce nadal mocno ogrzewało polanę a trawa lśniła zielenią. Hermiona i Ginny siedziały przy jednym z rosłych drzew grzejąc się w promykach i zajadając ciasto dyniowe. Po szkole już rozniosło się, iż Gryfonka wygrała aż pięć walk i niektórzy gratulowali jej na korytarzu. Głownie Gryfoni ciesząc się z nadrobionych punktów.
- Chyba ta Petrova nie jest aż tak zła. – mruknęła leniwie rudowłosa.
- Nie wyglądała na szczęśliwą, że to ja akurat wygrałam, ale może już jest taka powściągliwa.
- Ciekawe, czy my też będziemy mieć pojedynki.
- Podobno w ten sposób sprawdza na jakim jesteśmy poziomie, więc pewnie tak. – przyznała Hermiona odgryzając kawałek ciasta.
- Mam Obronę ze Ślizgonami. Będzie ciężko, już widzę jak będą oszukiwać i stosować nielegalne zagrywki.
- Myślisz, że wszyscy tacy są? Wiesz, niektórzy może niekoniecznie wyznają te ich głupie zasady. – rzuciła Granger pragnąc napisać coś na pergaminie dwustronnym. Ginny spojrzała na nią, jak na wariatkę.
- Nie masz czasami gorączki? – dotknęła dłonią czoła przyjaciółki. – Nie, tym bardziej się martwię,
- Daj spokój, lepiej powiedz co chcesz zrobić w stosunku do Harrego.
- Zmieniasz temat?
- Absolutnie nie. – Hermiona posłała jej szeroki uśmiech.
- No ok, ok. Chciałabym z nim porozmawiać, wiesz, powiedzieć mu co czuje i w ogóle, ale teraz Harry nie ma problemu w przebywaniu przy mnie, bo traktuje mnie jak przyjaciela. Co będzie, jeżeli ja wyskoczę do niego z uczuciami a on nie czuje tego samego i nie będziemy już czuć się komfortowo obok siebie?
- Hmm... – Granger spojrzała w dal zastanawiając się na odpowiedzią. Znając życie, mogło tak być a nikt raczej nie chciał takiej sytuacji. – Może po prostu ja wybadam Harrego i jak coś tam wspomni, że mu się podobasz, to nakłonię go żeby przestał się z tym kryć?
- Możesz to dla mnie zrobić?! – pisnęła Ginny radośnie.
- Jasne, to raczej nic nie zepsuje. – zaśmiała się czując, jak przyjaciółka zarzuca jej ręce na szyi. – Dobrze, spokojnie. Udusisz mnie!
- Przepraszam. – Ginny szybko odsunęła się od szatynki, jednak na jej ustach nadal promieniał uśmiech.
- W ogóle, za tydzień ma urodziny, znalazłaś już jakiś prezent?
- Tak jakby, myślałam o kilku rzeczach, ale za każdym razem po dłuższym namyśle wydają mi się...niezbyt interesujące. – westchnęła Weasley.
- Doceni, cokolwiek mu dasz. Taki już jest Harry, skromny pomimo swojej chwały.
- Chwały... – szepnęła ruda bardziej do siebie. – Mam pomysł! Zobaczymy się po zajęciach!
- Jasne. – prawdopodobnie Ginny już tego nie usłyszała biegnąc do szkoły. Granger natomiast została sama, sama ze swoimi myślami.
Dzień minął powoli, jak zawsze kiedy człowiek na coś czeka i chce dostać to jak najszybciej. Równo o północy młoda Gryfonka stanęła pod niewidzialnym wejściem do Pokoju Życzeń. Kiedyś spędzała tam czas z Harrym i Ronem, tam jedynie mogli spokojnie analizować wszystkie dziwne sytuacje zdarzające się w szkole bez obawy, iż ktoś ich usłyszy. Próbowała znaleźć informacje o twórcy owego pokoju, jednak nie ma o nim żadnej wzmianki. Nie chciała pytać nauczycieli, jeżeli dowiedzieliby się, iż uczniowie znają Pokój Życzeń Filch zapewne pilnowałby wejścia przez całą dobę. Kiedy hogwardzkie dzwony wybiły dwanaście sygnałów z mroku wyłoniła się postać wysokiego, przystojnego chłopaka. Jego spojrzenie nie ukazywało żadnych emocji, ale dziewczyna wiedziała, iż on również nie mógł doczekać się tego spotkania. Bez słowa przeszedł kilka razy pod ścianą tworząc obraz Pokoju, który dopasowywał się do wyobrażenia każdego, kto go odnalazł. Po chwili na pustej ścianie zalśniły drzwi, identyczne jak reszta w korytarzu. Blondyn złapał za klamkę i otworzył je przepuszczając Granger przodem. Posłała mu delikatny uśmiech i przeszła przez próg. To, co zastała wokół siebie wprawiło ją w niemałe osłupienie. Oto otaczało ją pomieszczenie całe z drewna, za oknem obficie padał śnieg, w kominku iskrzyły się czerwone płomienie a po środku stała czarna, skórzana kanapa okryta złotym kocem. Gdy uniosła głowę dostrzegła dziesiątki małych, okrągłych świeczek oświetlających pomieszczenie. Jedne były złote, inne karminowe. Tworzyło to widok wręcz nierealny...cóż, stworzony został dzięki magii, którą tak kochała.
- Głodna? – spojrzała w stronę chłopaka, który stał przy stole z masą przekąsek i ponczem.
Piętrzyły się tam pralinki w lśniących folijkach, babeczki z kolorowymi dropsami, owoce polane gorącą czekoladą, fasolki wszystkich smaków, paszteciki z pieczarkami, sosy w kolorach tęczy spływające po małych fontannach, szaszłyki kuszące zapachem ostrych przypraw oraz kawa
w tańczącym imbryku, miód pitny w niewielkiej beczułce ozdobionej złotymi literami i soki
w bambusowych dzbanach. Zaskoczona po raz kolejny nie wiedziała, co odpowiedzieć. Kiwnęła jedynie głową podchodząc do stołu. – Matka zawsze stara się wywrzeć dobre wrażenie
na gościach, także mam nadzieję, że nic nie brakuje.
- Nic nie brakuje? Draco, ten pokój jest piękny! A przekąski? Niczym Wielka Sala na święta, niezwykłe że potrafiłeś wyobrazić sobie aż tyle szczegółów! – przyznała na co chłopak uśmiechnął się dumny z siebie. Rzadko zależało mu na tym, aby sprawić komuś prawdziwą przyjemność, więc reakcja dziewczyny wprawiła go w dobry nastrój.
- Słyszałem o twoich pojedynkach. – odezwał się, kiedy najedzeni i trochę otumanieni pitnym miodem zasiedli na szerokiej kanapie grzejąc się przy kominku.
- Nic takiego, gdybym musiała walczyć z prawdziwymi przeciwnikami inaczej by to wyglądało.
- Nie wątpię. – westchnął przyciągając ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się w jego tors pragnąc pozostać w Pokoju Życzeń do końca życia, z dala od wszystkich problemów i kłamstw. Niestety, musieli zmierzyć się ze swoimi lękami.
- Nie umiem krzywdzić ludzi, wciąż uczę się nowych zaklęć, ale to co innego nauczyć się ich a co innego zastosować je w praktyce. – Draco utkwił wzrok w płomieniach. Doskonale widział, o czym mówi.
- Najwyraźniej Petrova tego chce nas nauczyć, odwagi do atakowania innych. – szatynka podniosła wzrok przyglądając się blondynowi.
- A jak tobie poszło? Mieliście dzisiaj zajęcia? – chłopak uśmiechnął się zawadiacko, znała ten wyraz twarzy. – Ile?
- Osiem.
- Osiem osób?!
- W tym prefekta.
- Żartujesz! – Gryfonka od razu podniosła się z objęć chłopaka wpatrując w niego zaskoczona.
- Zaskakuje mnie twoja słaba wiara w moje umiejętności. – burknął urażony. Po chwili jednak znów posłał jej arogancki uśmiech. Dziewczyna pokręciła głową uśmiechając się do niego ciepło.
- Wierze w ciebie, ale nie miałam okazji widzieć cię w akcji, przynajmniej nie na poważnie.
- Obyś nigdy nie musiała tego widzieć. – szepnął z nutą żalu.
- Draco. Podjęłam decyzję, chcę być przy tobie. – dotknęła dłonią jego policzka na co natychmiast przymknął oczy. Za dużo zdradzały. – Wiem, jakie mogą być konsekwencje. Twoja rodzina nie odpuści dopóki nie złożysz przysięgi, jedynie pokonanie Sam – Wiesz – Kogo może coś zmienić. Musimy w to wierzyć, że się uda, że nadejdą dla nas lepsze czasy. – Wiara. Było to coś, czego Malfoy nie posiadał, dla niego nie było dobrego zakończenia całej tej historii, szczególnie że Granger nie wiedziała o wielu sprawach, którymi nie chciał jej obarczać.
- Chcę, żebyś była bezpieczna, żebyś miała możliwość zestarzeć się w spokoju, wśród rodziny i przyjaciół.
- Chcę tego samego dla Ciebie. – znów wtuliła się w silne ciało młodego Ślizgona. Objął ją mocno chowając twarz w lokach dziewczyny. Nie pozostało mu za wiele czasu, pragnął nacieszyć się tymi krótkimi chwilami spokoju i ciepła póki były jeszcze możliwe, bowiem tam gdzieś, za murami zamku chowały się strachy mroczne i okrutne. Czekały na znaki, czekały na swojego pana.
Super rozdział :D Mam nadzieję, że się mylę ale za niedługo stanie się coś strasznego, mam nadzieję, że Hermiona i Draco będą mogli być razem, choćby nadal nikt o tym nie wiedział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :)
Szczerze? To sama jeszcze nie wiem, czy zakończenie będzie szczęśliwe, czy raczej tragiczne:) ale do tego czasu trochę zostalo, także ;))
Usuń*nadal jara się zdjęciem Feltona*.
OdpowiedzUsuńFajny Rozdział!
Nie podoba mi się ta cała Peterova. Mój instynkt wyczuwa spisek. xD
Anyway, smutne, że nie mogą być razem, ale reakcja naszego kochanego Lucjuszka jest oczywista. Pozabijałby wszystkich (tak, łącznie z nami;c).
Wredny Snape... wrrrr. -.-
Ciekawy pomysł z wymianą. :D
"Ronuś i szlamcia"... oj Draco nie przeginaj, bo Cie przestanę lubieć. ;c
.
.
.
A nie, w sumie jednak nie. Malfoy'a nie da się przestać kochać. ♥
Dobra, nie gadam już więcej, bo przynudzam. ;c
Weny, weny, weny!
Pozdrawiam,
Zakochanaa. ♥
http://need-somebody-dramione.blogspot.com/
PS. Jak tylko będę pamiętać, to oczywiście będę powiadamiać o nowych notkach u mnie. :)
Enjoy!
Nie wiem, kiedyś czytałam bloga o miłości ojca Draco do Hermiony. Nie wiem, czy jeszcze istnieje, ale to było dziwne;d
UsuńMasz dobry instynkt;)
Ojejciu, zapowiada się naprawdę ciekawa historia. Podoba mi się pomysł, że Draco i Mionka od początku przedstawieni są jako para ukrywających się ''kochanków'' xD Taka zakazana miłość mmm :3 Nie będę się rozpisywać, weny życzę i obiecuję, że będę tu częściej zaglądać :3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Lucinda