środa, 26 lutego 2014

Rozdział 3


 Chciałabym bardzo, bardzo, bardzo podziękować za cudowne słowa odnośnie ostatnich dwóch rozdziałów:) To niesłychanie przyjemne, kiedy wchodzę na swojego bloga i widzę, że nie piszę dla samej siebie. Mam nadzieję, że ten rozdział również przypadnie Wam do gustu, bo na serio nie byłam pewna jak stworzyć sytuację końcową a ona tak strasznie pasuje mi do wyobrażenia rodziny Malfoyów, że aż no musiałam :D A teraz smacznego!




     Urodziny Harrego zbliżały się wielkimi krokami, ponieważ Gryfoni uwielbiali imprezowanie w Pokoju Wspólnym wszyscy czekali na ten dzień ze zniecierpliwieniem. Hermiona próbowała wyciągnąć od Ginny jakieś informacje odnośnie jej prezentu, ale ta milczała jak zaklęta. Odpuściła po jakimś czasie licząc, iż przyjaciółka sama w końcu jej powie. Ron oczywiście oznajmił wszystkim o wiele wcześniej, iż chce podarować Wybrańcowi jedną z Zakazanych Ksiąg o najgroźniejszych stworzeniach świata, co musiało dotrzeć do uszu Harrego. Pomimo to ten udawał, iż nic nie wie. Nie chciał sprawić przyjacielowi zawodu. Gorzej było z Granger, która uważała, iż księgę należy odnieść do biblioteki. Sama stworzyła dla Pottera medalik ochronny, który wyczuwając czarną magię zaczyna drgać i ogrzewać skórę. Nie było to najłatwiejsze, ale czego nie robimy dla osób, które kochamy? Draco posiadał już takowy, ale nigdy nie widziała, żeby go nosił. Cóż, w jego domu musiałby wypalać mu skórę. Właśnie skończyli zajęcia z zielarstwa, zmęczeni obezwładnianiem żywych lian, które próbowały spętać uczniom nogi i zawiesić ich pod sufitem szklarni, kiedy wokół rozległ się czyjś przerażający krzyk. Harry i reszta bez namysłu wybiegli ze szklarni na dziedziniec. To, co ujrzeli pozostało im w pamięci do końca życia. Wysoko nad ziemią lewitowała pani Pomfrey, przesiąknięta krwią z wykrzywioną twarzą bardziej przypominała zjawę z koszmarów niż człowieka...

- Podobno zbierała jakieś zielska z jeziora i zaatakowała ją ośmiornica.
- Nie wierzę w to, Neville. – westchnął Harry. Wciąż miał przed oczami jej twarz. Poczuł dłoń przyjaciółki na ramieniu, posłał jej blady uśmiech.
- Wyjdzie z tego, u Świętego Munga na pewno mieli już takie sytuacje. – nie była co do tego przekonana, jednak wierzyła, że ktoś pomoże szkolnej pielęgniarce.
- Dumbledor znajdzie winnego, skoro nie kazał nam wracać do domów, to nie ma się czym przejmować. – mruknął Ron.
- Nie ma się czym przejmować? – warknął Harry. – Niewinna kobieta została zaatakowana w biały dzień na terenie szkoły, Ron. Pomijając fakt, że jest o wiele lepszą czarownicą od nas wszystkich a nie mogła się obronić, to nawet nie wiemy czy z tego wyjdzie. Nadal uważasz, że nie ma się czym przejmować? – Weasley spiorunował go wzrokiem.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! Może rzeczywiście zaatakowała ją jakaś ośmiornica z jeziora a Dumbledor właśnie ją wyławia. Ciągle tylko szukasz sytuacji, żeby pokazać jakim to nie jesteś Wybrańcem.
- Co Ron? – Harry aż wstał z wrażenia.
- To, co słyszałeś! Kombinujesz jak znaleźć okazję, żeby po raz kolejny kogoś pokonać i zabłysnąć, ale przyjmij do wiadomości, że nic nie zrobisz!
- Chłopcy. – Hermiona stanęła pomiędzy nimi.
- Jesteś nienormalny! Myślisz, że chcę taki być? Że chcę być Wybrańcem?! Nie, Ron! Wolę mieć normalną, szczęśliwą rodzinę, której ty nie potrafisz docenić! - rudowłosy już chciał coś odpowiedzieć, ale wymianę zdań ucięła Ginny gromiąc wszystkich podobnie jak pani Weasley.
- Uspokójcie się! Nie pomożecie w taki sposób, chcecie coś zrobić to po prostu nie wpadajcie w kłopoty. Skrzydło jest zamknięte i lepiej, żeby nie musieli zastąpić pani Pomfrey kimś innym, bo nie umiecie normalnie rozmawiać! A teraz do łóżek! – chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni i po chwili oboje skierowali się w milczeniu do swojego dormitorium.
- Widać, że wychowałaś się wśród samych braci. – przyznała Granger znów siadając przed kominkiem.
- Trzeba umieć sobie radzić z tyloma facetami, inaczej Fred i George już dawno wysadziliby mnie w powietrze. – obie zaśmiały się na myśl o tym.
- Tak na poważnie, to też nie wierzę w ośmiornicę z jeziora. Widziałaś, ona wisiała w powietrzu, to musiała być sprawka czarodzieja.
- Myślisz, że On tutaj jest, w szkole? – Weasley spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę.
- Na pewno ma swoich wyznawców w tych murach, pytanie jaki mieli cel w unieszkodliwieniu pielęgniarki?


      To pytanie nie dawało nikomu spokoju. Gdyby zaatakowano ucznia, to zapewne byłby jakiś znak zdrady rodu, czy nieczystej krwi. Gdyby zaatakowano nauczyciela, to również znalazłyby się jakieś logiczne wyjaśnienia. Pokrzywdzona jednak została pielęgniarka, która na co dzień nie prowokowała nikogo do takiego czynu. Granger już zasypiała, kiedy poczuła, jak w kieszeni koszulki coś jej ciąży. Wyciągnęła różdżkę spod poduszki i szepnęła lumos. Delikatne światło oświetliło pergamin, na którym widniała wiadomość od Malfoya. Odczytała ją zaskoczona.

Myślisz, że to przypadek?
D.


     Dziewczyna sięgnęła po pióro z niekończącym się tuszem i zaczęła odpisywać.
Jej współlokatorki już przywykły do faktu, iż siedzi po nocach ucząc się, więc nie wyglądało to
tak podejrzanie jak myślała.

Wiesz coś o tym?
H.


Zagryzła wargę, pytanie mogło brzmieć dwojako, ale nie było już odwrotu.

Mam kilka pomysłów, ale bardziej interesuje mnie jak, nie kto.
D.

Wyglądało jak zaklęcie paraliżujące połączone z crucio.
H.


     Popierała Ginny, iż nie powinni się w to mieszać i pozostawić całą sprawę nauczycielom, ale po tylu latach spędzonych z Harrym i Ronem wiedziała, że czasami im łatwiej jest znaleźć odpowiedzi. Nie zawsze przestrzeganie wszystkich procedur doprowadza do celu a zarówno Dumbledor jak i reszta muszą je przestrzegać. W sumie wszyscy powinni, jednak owej trójce zazwyczaj wszystko uchodziło na sucho.

Gdyby to było crucio zleciałoby się Ministerstwo,
Chyba powinnaś już spać. Ciężko analizujesz.
D.


Czy on ją właśnie wyśmiał?

Panie Malfoy, zawsze dobrze analizuję.
Co do Ministerstwa, to nie oszukujmy się,
Ostatnimi czasy są zajęci innymi sprawami, o ile w ogóle coś robią.
H.


     Pokręciła głową. Przywykła do faktu, iż czasami jest despotyczny, ale nie do końca potrafiła znosić to ze stoickim spokojem. Na pergaminie znów pojawiły się słowa.

Urażona duma? Gryfoni...
Panno Granger, może i masz rację co do Ministerstwa.
Nadal jednak nic nie wiemy,
Musisz na siebie uważać.
D.
P.S. zmieniono nam rozkład zajęć, masz ze mną Obronę.


- Co takiego? – dziewczyna natychmiast zakryła usta dłonią, nie chciała obudzić Ginny i reszty. Pokręciła głową zła na własną głupotę.

Porozmawiamy w Pokoju Życzeń.
Jutro o północy.
H.
P.S. Muszę znosić zalecającą się do ciebie Petrovę?
Widok godny Merlina.





     Piątek okazał się deszczowy i ponury. Nie przeszkadzało to jednak uczniom Gryffindoru cieszyć się z przygotowań do imprezy urodzinowej dla Harrego. Nie wiadomo jakim cudem udało się utrzymać wszystko w tajemnicy, ale przez cały dzień Hermiona i Ron nie opuszczali go na krok w ostatniej chwili odwracając uwagę od braci Weasley niosących tort w kształcie twarzy Snape’a robiącego zeza czy Nevilla obarczonego podebraniem słodkości z kuchni. Cała trójka właśnie zmierzała na Obronę, kiedy zza zakrętu wyłonił się nauczyciel Eliksirów.

- O proszę, nasz słynny Potter i jego przyjaciele. Czyżbyś już się puszył, chłopcze? – syknął wbijając w Harrego swoje czarne węgielki.
- Nie wiem, o czym pan mówi, panie profesorze. – przyznał Gryfon czując jak jego blizna zaczyna pulsować na czole. To był znacząco zły znak.
- Oczywiście, ale zapamiętaj, że twoje urodziny to zwykły dzień i jeżeli odstawisz chociaż jeden numer, będę wiedział. – uśmiechnął się upiornie wymijając zaskoczonych uczniów.
- Ten człowiek przeraża mnie z roku na rok coraz bardziej. – pisnął Ron mocniej ściskając różdżkę.
- Po wypadku pani Pomfrey wszyscy nauczyciele są czujniejsi. Gdyby stało się to uczniowi byłyby niezłe problemy. – westchnęła Hermiona zatrzymując się przez salą.

     Wokół zebrali się już wszyscy uczniowie, większość Gryfonów nie kryła zawodu, kiedy zamiast Puchonów pojawili się Ślizgoni, ale dziewczyna od razu zauważyła blond czuprynę pod ścianą. Draco jak zawsze otoczony wianuszkiem dziewczyn ze swojego domu wręcz roztaczał aurę władzy i przyciągał jak magnes. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia spotkały się, więc szybko skupiła się na rozwodach Rona o tym, że Ślizgoni na pewno będą oszukiwać. Cóż, musiała przyznać mu rację. Przez ostatnie lata cała trójka przekonała się na własnej skórze, iż uczniowie węża nie należą do najuczciwszych i zawsze pragną wykazać Gryfonom ich słabości, szczególnie na boisku. Drzwi do sali otworzyły się z impetem ukazując profesor Petrovą w czerwonej, krwistej szacie. Ruchem ręki zaprosiła uczniów do środka i kiedy zajęli już swoje miejsca wyciągnęła z komody niewielki woreczek.

- Miłość i nienawiść. – przemówiła a jej głos rozniósł się po sali. – Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wiele można uczynić, jeżeli potrafi się panować nad tymi emocjami. W zakazanych księgach, które niedługo każę wam zacząć czytać znajdziecie wiele informacji odnośnie wywoływania dzikich bestii, zmieniania ludzi w ich najgorsze koszmary, tworzenia złota i sprawiania prawdziwego cierpienia. Nigdzie jednak nie uczą o magii umysłu, a to bardzo ważne. – wszyscy wpatrywali się zdumieni w nauczycielkę, kiedy wyjmowała z woreczka małą, przezroczystą kulę. – To moi drodzy jest kryształ Khaali. Niewielu o nim zapewne słyszało...panna Granger? – tym razem zaskoczeni uczniowie skupili się na Gryfonce z wystrzeloną w sufit dłonią.
- Kryształ Khaali to pradawny artefakt. Należał do jednej z pierwszych niemagicznych żon. Jej mąż, Alcjusz stworzył go dla niej z własnej krwi kiedy umierał, aby nie musiała obawiać się zemsty innych czarodziei. Wlał w niego miłość przez co nadał mu czystość. Niestety Khaali nie była mu wierna i przysięgając mu nad łożem śmierci, iż nigdy go nie zdradziła kryształ zalśnił czerwienią ukazując jej kłamstwa. Alcjusz znienawidził ją i ostatkiem sił dodał i to uczucie. Od tamtego czasu kryształ może manipulować każdym, kto ma coś na swoim sumieniu. Posiadanie go może przynieść niesłychaną chwałę, jednak nikt nie jest całkowicie czysty, większość wpada przez niego w obłęd, który...
- ...który kończy się okrutną, bolesną śmiercią. – dokończyła za nią profesor Petrova. Przez chwilę patrzyła na swoją uczennicę jakby analizując coś, po czym uśmiechnęła się chłodno. – Pięć punktów dla Gryffindoru. Jak już powiedziała panna Granger, kryształ może przynieść każdemu wieczną chwałę, przez co jest bardzo cenny. Nie znalazła się jednak jeszcze osoba godna posiadania go, dlatego obecnie pozostaje jedynie przedmiotem nauki. Nie radzę wam próbować go skraść, bo prędzej on skradnie z was życie. Ta kula to jedna z trzech części kryształu, nie wiadomo gdzie są pozostałe dwie, ale użyte w zły sposób mogą stanowić silną broń.  Dobrze, pan Longbottom i pan Zabini do mnie. – zaskoczeni uczniowie spojrzeli wpierw na siebie, następnie na nauczycielkę, widząc jednak, iż nie żartuje wstali z miejsc i podeszli do podestu na którym stała. – Popatrzcie obaj w kulę. – to co się stało, przerosło ludzkie oczekiwania. Gryfon rzucił się na Ślizgona z pięściami a ten wyjął różdżkę i używając bombardo wystrzelił go pod sufit. Następnie Neville wytworzył wokół chłopaka żywe pnącza, które oplotły go brutalnie a ten w ostatniej chwili wywołał płomienny krąg zamykając w nim ucznia Gryffindoru. Zabini już szykował kolejne zaklęcie, ale profesor Petrova wyrwała im różdżki i uwolniła obu chłopców, którzy spojrzeli po sobie nic nie rozumiejąc.
- Co się stało? – wysapał Neville.
- Walczyłeś z Zabinim. – odparł podekscytowany Ron licząc, iż Blaise odczuje na sobie działanie pnączy.
- Dobrze, siadajcie. Teraz...Weasley i Granger.
- Mamy ze sobą walczyć? – pisnął Ron.
- Wątpię. – mruknęła nauczycielka. Kiedy oboje stanęli przed kulą i zagłębili w nią swoje spojrzenia stało się coś zupełnie odwrotnego. Ron złapał Hermionę w talii i zaczął prawie miażdżyć pocałunkami. Zaskoczona dziewczyna przyciągnęła go mocniej do siebie, nie zrażona głosami rozbawionych uczniów. Pragnęła trwać w jego ramionach, kiedy do jej głowy dotarł czyjś głos.
- Kurwa, Granger. – to Malfoy, dostał się do jej umysłu! To wystarczyło, aby odskoczyła od Gryfona jak poparzona. Ten jednak nadal pozostawał pod urokiem i znów chciał zakleszczyć ją w swoim uścisku, w ostatniej chwili dziewczyna odskoczyła i wybiegła z sali. Ron rozejrzał się wokół nie rozumiejącym wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i zajął swoje miejsce obok Harrego. Cała sala rozbrzmiała śmiechem młodych czarodziei.



     Po obiedzie w Wielkiej Sali, gdzie głośno komentowano zajęcia z Obrony dziewczyna czuła się jeszcze gorzej. Robiło jej się wręcz nie dobrze na widok Rona i wspomnienie głosu Draco w jej głowie. Na dodatek ten unikał jej jak ognia, nie odpisywał na pergaminie i ani razu nie spojrzał      w jej stronę podczas posiłku. Inni Ślizgoni natomiast ochoczo naśmiewali się z całej sytuacji tworząc hasła „w imię miłości szlamy i Wiepszleja”. Najgorsze było to, że Ron nic nie pamiętał, więc wypytywał o wszystko Hermionę, która pragnęła jak najszybciej porozmawiać z Malfoyem.
W końcu udało jej się uciec od natrętnego przyjaciela i schować w bibliotece, gdzie Weasley nie koniecznie lubił przebywać. Wyszukała jedną z ksiąg, w której znajdowały się historie pierwszych czarodziei i skupiła się na właściwościach kryształu. Wiedziała, że to była jedna trzecia jego możliwości, gdyby był w całości oboje rozgryźliby sobie usta i języki a Neville z Zabinim po prostu zabili w ułamku sekundy. Nie wiedziała jednak, dlaczego zareagowała tak na Rona. Nigdy nie traktowała go inaczej, niż zwykłego przyjaciela.

- Kochasz go. – usłyszała nad sobą. Podniosła głowę znad książki a jej oczom ukazał się przystojny blondyn z zaciętym wyrazem twarzy. Jego szare tęczówki wwiercały się w nią, dosłownie czuła go w całej sobie.
- Jak przyjaciela. Tak samo kocham Harrego i Ginny. – szepnęła nie chcąc zwracać na nich uwagi bibliotekarki.
- Chodź. – nie patrząc, czy za nim podąża skierował się do pani Pince, która właśnie oczyszczała z kurzu stare woluminy. – Profesor Petrova wyraziła zgodę, abym wszedł do Działu Zakazanych Ksiąg. Granger ma mi pomóc. – odparł beznamiętnie podając jej pergamin ze zgodą. Kobieta stuknęła w niego różdżką, jednak nic się nie stało.
- Nie zniszczcie nic. – mruknęła kierując się do mosiężnych krat w jednej ze ścian. Oboje poszli za nią. Dziewczyna była tam tylko raz, o czym wiedział jedynie Harry, gdyż pożyczył jej ku temu niewidkę. Nauczyciele niechętnie pozwalali uczniom korzystać z zakazanych zbiorów. Bibliotekarka wykonała skomplikowany ruch różdżką i kraty rozstąpiły się. – Macie dwadzieścia minut, nie więcej. – dodała odchodząc.
- Co to miało być? – warknął chłopak, kiedy znaleźli się na końcu małej sali z księgami. Stamtąd nikt ich nie słyszał.
- Kryształ wyolbrzymia nasze uczucia, myślisz że pocałowałabym Rona? – pisnęła siadając na jednym z zakurzonych krzeseł. – Gdyby wywołała ciebie i Pansy, pewnie rzuciłaby się na ciebie jak na jednorożca, Draco.
- Ale ja nie rzuciłbym się na nią, oto różnica, Granger. – był wściekły. Dziewczyna dostrzegła, jak mocno zaciska dłonie w pięści.
- Draco... – szepnęła podchodząc do niego. Chłopak jednak odsunął się od niej. Nie dawała za wygraną, w końcu stanęła przed nim i bez uprzedzenia złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Blondyn obrócił ją przyciskając do ściany, przycisnął mocniej do siebie i wręcz brutalnie zaczął całować. Oplotła nogi na jego biodrach czując, że atmosfera wokół tężeje.
- Jesteś moja. – warknął między pocałunkami zimną dłonią przejeżdżając po plecach dziewczyny.  – Do cholery, narażam dla ciebie cały swój świat, rozumiesz?
- Rozumiem, mogę ci udowodnić prawdę. – jęknęła, kiedy mocniej ścisnął jej udo.
- Jak?
- Kryształ. Stańmy przed nim. – szepnęła czując jak pieką ją policzki. Chłopak przyglądał jej się badawczo, po czym jego spojrzenie złagodniało. Dotknął delikatnie jej policzka przykładając swoje czoło do czoła dziewczyny.
- O północy.
- O północy.


     Urodziny Harrego zdecydowanie przyćmiły pocałunek Rona i Hermiony. Kiedy po treningu chłopak wrócił do wieży Gryffindoru powitały go salwy magicznych ogni, ogromny tort z twarzą Snape’a, stoły uginające się od jedzenia i różnych napoi, bracia Weasley z kilkoma innymi osobami śpiewający Sto lat w rockowej wersji z gitarami i perkusją oraz masa prezentów i okrzyków. Pojawił się nawet Hagrid, który ledwo przeszedł przez dziurę w ścianie.

- Myślałem, że chorujecie. – zaśmiał się chłopak, kiedy bliźniacy skończyli kawałek.
- No co ty. – odparł George.
- A jak byśmy to ogarnęli będąc na boisku. – dodał Fred.
- Oj, Harry, Harry. – znów odezwał się George.
- Trzeba myśleć! – krzyknęli razem klepiąc go po plecach.
- To dla ciebie. – obok nich pojawiła się Ginny z małym pakunkiem. – mam nadzieję, że ci się spodoba. – chłopak zaskoczony odwinął prezent od rudej i porwał ją w objęcia, na co spłonęła rumieńcem.
- Dziękuję, to cudowne. – przyznał znów spoglądając na obrazek, na którym jego rodzice tańczą razem w świetle księżyca. – Skąd wiedziałaś, jak ich namalować?
- Przyjrzałam się twoim zdjęciom na szafce, no i zajrzałam do albumu, przepraszam, że o to nie spytałam, ale chciałam...no wiesz, niespodzianka. – uśmiechnęła się zawstydzona. Pierwszy raz zauważyła w spojrzeniu Harrego aż tak ciepłe emocje w stosunku do niej, przez co jej twarz wręcz płonęła.
- Ufam ci, nie musisz pytać o takie rzeczy.
- Gołąbeczki, czas na tort! – zagrzmiał Lee łapiąc Harrego za ramię.

     Po pewnym czasie wszyscy byli już mocno zmęczeni. Nawet bracia Weasley marzyli jedynie     o ciepłym łóżku, szczególnie, że kremowe piwo w większych dawkach działa bardzo usypiająco. Harry z szerokim uśmiechem wskoczył na swoje łóżko, nigdy jeszcze nie miał tak cudownych urodzin. Największe jednak wrażenie wywarł na nim prezent od Ginny, tak wiele o nim wiedziała. Zasnął z wizją długich rudych włosów i błyszczących oczu młodej Gryfonki.
     W tym czasie Hermiona skradała się korytarzami Hogwartu zmierzając do sali od Obrony. Zaskakiwał ją fakt, jak łatwo łamała wszystkie zasady dla udowodnienia własnych racji. Gdyby spotkała siebie z pierwszej klasy, to prawdopodobnie otrzymałaby porządne kazanie za takie zachowanie. Pokręciła głową ponownie skupiając się na otaczających ją obrazach i przejściach. Nie mogła dać się przyłapać, tyle. Ominęła Filcha zmierzającego na błonia z lampionem po czym przebiegła na koniec korytarza. Jak się okazało drzwi były uchylone, co niekoniecznie oznaczało coś dobrego. Rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie było Malfoya, zerknęła więc przez szczelinę i o mało nie krzyknęła. Blondyn całował namiętnie profesor Petrovą.



6 komentarzy:

  1. Uuuu, to się porobiło. Uczeń i profesorka?
    Bardzo, bardzo ciekawie piszesz, lubię takie historie. Potrafisz budować napięcie i w ogóle- świetna robota!

    OdpowiedzUsuń
  2. EJJJJJJ!!!! No jak mogłaś w takim momencie skończyć?!
    Niech to będzie pomyłka! Niech to będzie inny blondyn... o może Lucjusz?! Błagam tylko nie Draco!!
    Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Lucka mam inne zadanie;) kiedy kolejny rozdział u Ciebie?:))

      Usuń
  3. NO JA PIER...KURDE CHYBA SOBIE NIE!
    DRACO I... ONA? Serio? JEZU SERIO?!
    Nie zgadzam się.
    Protestuję.
    Liberum veto.

    Ale... nie nie nie. To zapewne ONA go całowała, a nie ON ją, prawda? I to pewnie przez ten kamień, nie? Mam rację?

    Ochłonęłam.
    Pewnie jakoś to wyjaśnisz. W końcu Draco "do cholery, naraża dla niej cały jego świat".
    Chciałam coś jeszcz...
    A!
    Zachowanie Draco w tych listach bardzo mi przypomina naszego kochanego i równie despotycznego Pana Grey' a. ♥ W sumie... obaj przystojni, bogaci... ^^ Like it.

    Anyway, Rozdział super! :)
    Dużo weny, dużo pączków. :D

    Pozdrawiam,
    Przejedzona Zakochanaa. ♥

    Nie wiem, czy już pisałam, ale... AWWWWW ZDJĘCIE TOMA. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast jeść pączki, to paluszki na klawiaturę i proszę mi tu nowy rozdział dodawać a nie!;D zrobię mały spojler, następny rozdział będzie z ładną dedykacją;))
      No bo Grey pasuje mi tak do opisu Draco ;) ale brawo za spostrzegawczość, kurczę zaskoczyłaś mnie:D

      Usuń